piątek, 28 maja 2010

Dwa prezenty na dzień matki

W dniu matki, jeden prezent i moc życzeń i uścisków dostałam zaraz z samego rana od moich dzieci (syna z żoną), a drugi bardzo niespodziewany wieczorem od panów policjantów z drogówki.Mandacik (jak to powiedział pan władza) za przekroczenie dozwolonej prędkości. No i ramach owego święta pan policjant zmniejszył mi karę o połowę, po czym wręczył mi mandacik okraszony żartem " nawet w Tesco takich promocji nie ma jaką pani dzisiaj dostała od nas". A tak w ogóle to miał radochę , że już"czwarty mandat dzisiaj wypisuję kobiecie".Takie chłopina miał fajne poczucie humoru,
Właściwie to ja miałam dzisiaj się pochwalić postępami w haftowaniu Herbaciarki , tak się umówiłam z Moniką .
Za wiele to ja nie wyhaftowałam( czasu jak zwykle brakuje),ale w między czasie byłam zmuszona wyjąć maszynę do szycia, to przy okazji uszyłam wielkie jak pół stołu torbiszcze  na zakupy.
Pierwszy raz w życiu szyłam torbę i nawet udało mi się podszewkę wszyć.Trochę krzywo wyszła , bo tak na oko ciachałam stare zasłony , bez żadnych wykrojów;
 Przy okazji również wpadł mi w ręce obrazek kupiony kiedyś w lumpeksie , no to poduchę na taras uszyłam
 no i na hafcik zostało nie wiele czasu:( myślałam , że podgonię teraz w sobotę lub w niedzielę, ale znów co innego mi wypadło.
Żeby kanwa na tamborku nie straszyła golizną to nakryłam ją cudownym irysem (chyba), których bukiet kupiłam dzisiaj na targu.
Na pewno jestem daleko w tyle za Moniką , ale na wyścigi nie robimy , oby tylko udało mi się dotrwać do finiszu

Miłego i spokojnego weekendu życzę Wam wszystkim.

czwartek, 20 maja 2010

Jak uległam pokusie

Dzisiaj na reszcie przestało padać , pompa do wypompowywania wody z kotłowni  może trochę odpocząć, woda już tak szybko nie nachodzi.Ale nadal przed domem mam wielkie bajoro , a na trawniku mogę sadzić ryż, bo ziemia już nie chce więcej pić.Bardzo mi żal tych wszystkich ludzi , których dosięgła tragedia powodzi, to co jest u mnie to jest nic w porównaniu z ogromem zniszczeń jakie woda wyrządziła na południu Polski.
Mam nadzieję , że te "optymistyczne " prognozy się nie sprawdzą i od poniedziałku nie nadejdzie następny niż z takimi ulewami.
A wracając do tytułu posta, to uległam pokusie Moniki ,na wspólne wyszywanie.
 Monika już dawno mnie namawiała (to ona mnie zaraziła xxx jakoś tak dwa lata temu) na wspólne wyszywanie , ale ja jakoś nie miałam odwagi zwłaszcza, ze ja bardzo początkująca jestem , a mój dorobek xxx jest na prawdę bardzo nie wielki, ale jak zobaczyłam ten obraz to padłam na kolana:), A drugi raz padłam jak wydrukowałam schemat owego obrazu .No i zaczęły się wątpliwości czy dam radę , taki duży 220 x 31 xxx, no i tyle kolorów, czy ja dam radę?.Ale jak się słowo rzekło to kobyłka u płota.
Jako , że uparte stworzenie jestem , choć jednocześnie bardzo niecierpliwe (jak tu wyszywać bez cierpliwości), zaopatrzyłam się w co trzeba, pokratkowałam kanwę i do roboty.No i na razie mam tyle
w narzędzie do prucia też się zaopatrzyłam , bo u mnie bez tego ani rusz:(, na tym kawałeczku już dwa byki strzeliłam, Muszę się chyba jeszcze zaopatrzyć w takiego cusia do zaznaczania na schemacie gdzie jestem w danym czasie , bo na razie lecę wzrokowo bez zaznaczania czymkolwiek i chyba dlatego popełniam błędy.
A to moje wypociny xxx jakie stworzyłam , w kolejności powstawania.
Na prawdę dużo tego nie ma
I na koniec porcelanka, której zazdrościłam wszystkim jej posiadaczkom, ale sama jakoś miałam obawy (jak zwykle), czy dam radę.Monika mi udostępniła schemat no i mam i ja:).Jeszcze chyba koronkę jej do szyję , no i może się doczeka oprawy.
A , i pochwalę się jeszcze anielicą , którą uszyłam jakiś czas temu, na zdjęci jet w towarzystwie rowerka , kupionego na gratach za całe 0,50 groszy.Czeka biedak na renowację bo go rdza żre.

Pozdrawiam wszystkich odwiedzających mnie i trzymajcie za mnie kciuki za moje xxx przedsięwzięcie:))

piątek, 7 maja 2010

Mojemu wnusiowi

na drugie urodziny zrobiłam skrzynię i chustecznik pasujący do mebelków w jego pokoju , które zrobiłam mu w zeszłym roku.Ponieważ mieszkamy wspólnie trudno było ukryć przed Igorkiem skrzynię w czasie gdy się dopiero tworzyła.Biedne dziecko pewnie sobie myślało Bóg wie co o babci , która nie pozwala zabrać takiej fajnej skrzynki w dodatku czerwonej i jeszcze z jego ulubionym autem.
Tak , że radość była ogromna jak dostał już ją w swoje łapki , na reszcie można było nie tylko popatrzeć , ale potrzaskać wiekiem , a nawet posłużyła jako podnóżek i można było na niej poskakać.
A to mebelki , które popełniłam w zeszłym roku
I jeszcze się nie skromnie pochwalę autami , które namalowałam w pokoju Igorka na ścianie , również w zeszłym roku.
   
Pozdrawiam wszystkich zaglądających do mnie cieplutko, bo na dworze podobno ma byś cieplutko ale dopiero na koniec maja.